Marek Kulikowski – człowiek, który poluje…

Marek Kulikowski ukończył 25 wyścigów, z czego 21 na dystansie maraton, od początku związany z drużyną MPS Bike Team (wcześniej drużyna nosiła nazwę Cheasepeake). Jego najlepsza lokata to 5 miejsce w kategorii, w wyścigu w Narewce. Od 2015 roku nieprzerwanie jest jednym z naczelnych fotografów Maratonów Kresowych. Myśliwy wyjątkowych zdarzeń i emocji. Potrafi znaleźć takie miejsca, gdzie dzieje się najwięcej…

Proszę opowiedzieć o swoich początkach z Maratonami Kresowymi.

Wszystko zaczęło się od rozmów z Andrzejem i Kasią Sosnami. To dzięki ich opowieściom o rowerach, wyjazdach, startach dowiedziałem się o Maratonach Kresowych  Ja osobiście nie traktowałem tego jako coś, co może dawać tyle emocji  sportowych, bardziej że tam nie ma poważnego ścigania, a raczej wycieczki krajoznawcze. Andrzej zawsze namawiał mnie do wzięcia udziału w wyścigu, aż przyszedł ten moment, że podjąłem decyzję, że może warto spróbować. Pojechałam do supermarketu i kupiłem rower „podwójnie amortyzowanego fulla 🙂 ” za całe 650,00 zł. Pomyślałem, no to się pościgamy! Pochwaliłem się Andrzejowi i….. na tym mój zapał do ścigania się skończył.

No chyba niezupełnie się skończył, skoro ścigał się Pan na królewskim dystansie dokładnie 21 razy. Co, lub kto był tym kolejnym impulsem, żeby pojawić się na wyścigu?

Żona. (przy. Jolanta Kulikowska – brązowa medalistka klasyfikacji generalnej w kategorii K4 w 2016 r, ukończonych wyścigów 51, z czego ostatnie 12 zawsze na podium w swojej kategorii). Oznajmiła mi, że chciałaby wziąć udział w maratonie i spróbować swoich sił, zgodziłem się ją zawieźć. Maraton akurat wypadł w Łomży (przyp. 2012r). Pojechaliśmy z Jolą tydzień wcześniej, sprawdzić czy to w ogóle da się przejechać trasę, próba wypadła pomyślnie.

Wystartowała tylko żona, a Pan jak zapamiętał ten dzień? Ponoć pierwszych razy się nie zapomina.. 🙂

Dzień startu, słoneczna niedziela, wybieramy się do Łomży, ja jako kibic. Jesteśmy 1,5 godziny przed startem. Całe to zamieszanie okołostartowe zrobiło na mnie duże wrażenie. Ludzie poubierani w stroje kolarskie, kaski, wszystko kolorowe, rowery „trochę inne” niż mój marketowy. Pół godziny przed startem, zawodnicy zajmują miejsca w sektorach, Jola z Kasią również (przyp. Katarzyna Stypułkowska- Sosna, zadebiutowała w 2009 r na jednej z najtrudniejszych tras cyklu – w Suwałkach). Kasia pociesza Jolę, że gdyby było jej ciężko na trasie to na nią zaczeka. Godzina 11.00 START, zawodnicy ostro ruszyli, jednak patrzę, że to nie jest wycieczka turystyczna, a poważny wyścig. Umówiłem się z Jolą, że gdzieś na trasie wesprę ją dopingiem, przejechałem samochodem na 5 km trasy, i jakie było moje zdziwienie, że już wszyscy przejechali. Nie zdążyłem… Zmieniam miejsce na 10 km do mety, tam też większość zawodników już przejechała!

To musiały być emocje!  Udało się Panu w końcu zobaczyć żonę na trasie? 🙂

Tak 🙂 Jest moja żona, biję brawo, i jadę na metę, tam zawodnicy wjeżdżają zmęczeni, ale szczęśliwi. I to ukazuje mi całe piękno tego sportu. 

Spodobało się Panu, i…

Tak mi się to spodobało, że w następnym wyścigu brałem udział już  jako zawodnik, a było to w Narewce.

Proszę o tym opowiedzieć…

Narewka 2012 mój debiut jako zawodnika. Stanąłem na starcie dystansu półmaraton, nie pcham się, wybieram koniec, aby nie przeszkadzać „zawodowcom”. Peleton ruszył, tempo bardzo mocne, po kilku kilometrach udaje mi się wyprzedzić kilku zawodników BLU, Metalfachu ubranych w stroje teamowe, to mi daje jeszcze więcej siły, bo w końcu wyprzedzam „zawodowców”. Wyścig ukończyłem na 68 pozycji, co dla zupełnego amatora było nie lada sukcesem :). W 2012 roku wystartowałem 3 razy i zacząłem myśleć o następnych startach. 

W styczniu wyjechaliśmy na narty do Włoch, rodzinnie my i Sosnowie. Tam wieczorem przy czerwonym winie, rozmawialiśmy tylko o rowerach, o sposobie przygotowywania się, o treningach indywidualnych. Gdzieś padło nazwisko Pawła Niechwiedowicza, tam też u Andrzeja zrodził  się pomysł na drużynę. Po powrocie z nart umówiłem się z Pawłem na rozmowę w sprawie treningów indywidualnych. Paweł na początku dość ostrożnie podszedł do pomysłu , jak mówił nigdy tego nie robił, ale zgodził się, i od tej chwili byłem pod opieką kogoś, kto poprowadził mnie przez meandry kolarstwa. Pawłowi zawdzięczam mój rozwój, a także wielki postęp w moich „dokonaniach” kolarskich. Sezon 2014 zakończyłem na 42 pozycji open i 9 miejscu w kategorii dystansu maraton, co uważam za duży sukces jak na wiek, w którym zacząłem ściganie.  Niestety problemy zdrowotne wykluczyły dalszą „karierę sportową”.

To musiało być przykre doświadczenie, ale nie zrezygnował Pan z Maratonów Kresowych. Dlaczego?

Wiosna 2015 jeździć nie mogę, ale myśleć o rowerach jak najbardziej 🙂 poza tym jest  żona,  syn  którzy  zamierzają startować. Pierwszy start w Michalowie, stoję z boku, jest dziwnie: start – 2 minuty i nikogo nie ma. Długie oczekiwanie na mecie – nuda. Pomyślałem sobie, że jeśli tak to będzie wyglądało, to słabo, i tak wymyśliłem, że będę robił zdjęcia! I tak miał mi szybciej czas lecieć w oczekiwaniu na  żonę 🙂 

Czyli został Pan jednym z czołowych fotografów Maratonów Kresowych z powodu nudy 🙂 Przedziwne czasem są okoliczności powstawania wspaniałych projektów. Miał Pan jakieś doświadczenia z fotografią wcześniej?

Kupiłem swoją lustrzankę Nikon 5200 i tak zaczęło się moje nowe hobby, tak całkiem niespodziewanie. Następny maraton był w Wasilkowie, kompletnie nie wiedziałem gdzie się ustawić z aparatem,  żeby mieć dobre tło i dobrze uchwyconych zawodników. Kilka pstryków na starcie, kilka na trasie, i juz wiedziałem,  że liczy się nie tylko zawodnik ze swoim wysiłkiem i walką, ale też sceneria. Po powrocie do domu zdjęcia po wstępnej selekcji, bez obróki trafiły do galerii na Facebooku.

Zdjęcia zawsze są przez zawodników oczekiwane. Wiele rzeczy umyka w trakcie wyścigu, a Pan, podobnie jak inni fotografowie Maratonów Kresowych zatrzymuje czas w miejscu…

Dużym zaskoczeniem była dla mnie ilość laików, komputer nieustannie „plumkał”, to zachęciło mnie do zgłębienia tematu fotografii. Od tego czasu zaszło wiele zmian, za mną są kursy fotografii, wymiana doświadczeń z ludźmi z „branży”, ale też nieustannie chęć pokazania uroku tego sportu, który jak każda pasja jest piękny! Tak łączę pasję rowerową żony, i moją fotograficzną.

Czy przygotowuje się Pan jakoś specjalnie do maratonów?

Do każdego maratonu przygotowuje się sprzętowo, tzn wszystko gotowe jest dzień wcześniej, baterie naładowane, obiektywy wyczyszczone. Zawsze też zapoznaje się z trasą, planuję w które miejsca dojadę samochodem, a w które rowerem. Zwykle wybieram otoczenie z elementami krajobrazu typowymi dla danego terenu: w Drohiczynie Bug, w Sejnach jezioro, w Narewce puszczańskie  drzewa. Staram się też o miejsca efektowne dla trasy maratonu, tam gdzie może być walka, trudny odcinek, czasem efektowna wywrotka:).

Ma Pan swoje ulubione kresowe trasy?

Do moich ulubionych tras maratonowych na pewno należny Sejneńszczyzna ze swoim pagórkowatym ukształtowaniem terenu, i wolnymi  przestrzeniami dla nieba. 

Pamięta Pan jakieś szczególne sytuacje, których był Pan świadkiem jako fotograf podczas wyścigu?

Każdy maraton jest inny, na  każdym coś się dzieje, są emocje. Wydaje mi się, że czasami ze zdjęć to po prostu widać. Na pewno pamiętam jak w Puńsku zawodnicy maratonu pomylili trasę, zobaczyłem to, wsiadłem w samochód dogoniłem ich. Trąbię i krzyczę do nich, a oni nic , myśleli ,  że jakiś burak chce im w wyścigu przeszkodzić, w końcu się udało, zawrócili, śmialiśmy się  z tego później. Z ciekawych rzeczy, była jeszcze „wciągająca kałuża” w Wasilkowie, w której wykąpało się kilkanaście osób. 

Wraca Pan do domu z materiałem zdjęciowym, i co dalej…?

Najwięcej czasu zajmuje mi selekcja i obróbka zdjęć, ale lubię to. Bywa, że noc po maratonie jest nieprzespana tylko dlatego, żeby na rano były gotowe zdjęcia. Bo wiadomo, że jak ludzie przyjdą w poniedziałek do pracy, to lubią mieć  co wspominać po weekendzie.

Czy znajduje Pan czas na jakieś dodatkowe zainteresowania?

Fotografia nie jest jedynym hobby. Myślistwo to moja pasja, to jest styl życia , w zgodzie z naturą i według jej rytmu. Od 15 lat uprawiam sześciobój myśliwski , czyli 6 konkurencji 4 śrutowe: skeet, trap są to konkurencja olimpijskie, przeloty, zając i 2 kulowe: rogacz lis oraz dzik.

Każdego roku biorę udział w około 10 zawodach i tam idzie mi znacznie lepiej niż w kolarstwie, bo startuję w klasie mistrzowskiej.(przyp. W 2014 r odznaczony brązowym medalem za zasługi łowieckie). Brałem udział w Mistrzostwach Polski jako jeden z trzech zawodników z okręgu białostockiego. W 2014 roku w Chełmie  start i meta zlokalizowane były na strzelnicy myśliwskiej.

Gratuluję osiągnięć! Udało się Panu połączyć z sukcesami obie pasje. O fotografii mówi się, że to bezkrwawe łowy, ale wiem już, skąd ta trafność wielu ujęć. Czy Pana zdaniem sprzęt ma znaczenie?

Każdy fotograf, czy amator fotografii powie, że sprzęt nie jest ważny jak już się go ma, że liczy się doświadczanie, wiedza i umiejętności. W tej chwili pracuję Nikonem pełnoklatkowym z obiektywem Tamroon i Nikon. Do obróbki używam Lightrooma.  Dla mnie to dziedzina, w której jeszcze wiele przede mną i cały czas się uczę.

Chciałby Pan jeszcze spróbować kiedyś wystartować w roli zawodnika?

Czasami korci mnie, żeby wrócić do ścigania, ale ten etap jest dla mnie zamknięty ze względów zdrowotnych.

Co dały Panu MK?

Maratony Kresowe dały mi wiele: poznałem wielu świetnych ludzi z pasją, mam radość z tego,  że mogę dać ludziom pamiątkę ich wysiłku, jest moja żona, brat, żony siostra i szwagier dla  których rower to część życia. 

Bardzo dziękujemy za rozmowę.

Dodaj komentarz