Barwna relacja Jacka Chodonia z Maratonu Kresowego w Janowie
Coś się kończy, coś się zaczyna…MTB to ciężki „kawałek chleba” 🙂 Kto startuje na zawodach doskonale o tym wie. Od jakiegoś czasu planowałem przerwę w tego typu rywalizacji. Ale tak bez żadnego pożegnania?
Wpadłem na pomysł, aby na zakończenie wrócić do korzeni 😉 Czyli na Maratony Kresowe MTB, od którego rozpoczynałem przygodę z ściganiem na „góralu” (i w ogóle ściganiem na rowerze). Był rok 2013 i pamiętny, gorący Urszulin, w którym na dystansie Maraton zająłem całkiem słuszną 69 pozycję w open i 18 miejsce w kategorii.
Dzisiaj przy okazji trafiłem na jubileuszową 100 imprezę, pod sztandarem Maratony Kresowe MTB, która okazała się dla mnie nadzwyczaj okazała. Z tej okazji dla wszystkich uczestników rywalizacji zostały przygotowane pamiątkowe koszulki z „setką” 😉 a w losowaniu, które odbyło się przed dekoracjami trafiłem na bon podarunkowy w postaci możliwości zakupu preparatów Fenwick`s za sto złociszy 🙂 – miło.
Pamiętając, że w Chełmie i Janowie były w ubiegłych latach fajne Duszki, postanowiłem zapolować na drugiego do kolekcji, ale jak się okazało organizator był sprytniejszy i kredowych nagród tym razem nie było 🙁
Janów, k/Chełma przywitał nas piękną, słoneczną pogodą i również wysoką temperaturą (Garmin na trasie zanotował max 33 stopnie!). Miejsce do rywalizacji MTB jest przednie. Jest tu wszystko, co potrzeba do stworzenia trasy MTB i muszę przyznać, że dzisiejsza trasa była naprawdę świetna. Brawa dla organizatorów za trasę i jej oznaczenie, które było perfekcyjne.
Do pokonania dystans 62 kilometry i ponad 1000 metrów przewyższeń. Może nie jest to jakiś zabójczy maraton, ale czy aby na pewno o to w tym chodzi? Od jakiegoś czasu zastanawiam się nad tym i doszedłem do wniosku, że pchanie się na siłę w miejsca gdzie nikt nie może podjechać (co się zdarza), albo tylko kilku największych „twardzieli” (co bywa bardzo często) tylko po to, aby na siłę nabijać przewyższenia przynosi więcej szkody niż pożytku tej dyscyplinie. Może ja jestem po prostu za cienki, ale moja opinia powstała na bazie rozmów z innymi zawodnikami, którzy jeżdżą MTB na znacznie wyższym poziomie niż ja.
Jakbym chciał biegać po górach to zapisałbym się na Bieg Rzeźnika i nie marudziłbym wtedy 😉 Nie ma, co się za bardzo rozpisywać. Gotowi, start! Ruszyłem z kopyta na moim Focusik-u przygotowanym przez Centrala Rowerowa. Muszę przyznać, że ten „mariaż” znacznie poprawił pracę roweru i dał mi „spokojną głowę” 🙂 Do pokonania dystans 62 kilometry i ponad 1000 metrów przewyższeń. Dwa okrążenia na tej samej trasie. Pierwsze szło bardzo, ale to bardzo dobrze. Szybko wpadłem we właściwy rytm i sprawnie przemieszczałem się do przodu trzymając się blisko czołówki. Upał jednak dawał się we znaki i po przejechaniu jednego okrążenia z kawałkiem zaatakował mnie kryzys. „I miał starszego brata, który się nazywał Ramzes. Ten Ramzes umarł. A Kryzys żyje…” 😉
Na trasie był kilkukilometrowy przejazd po odkrytym terenie, gdzie czołówka mi odjechała a ja mocno cierpiałem i straciłem klika pozycji. Dosyć boleśnie odpokutowałem pierwsze okrążenie na tej plaży, ale później nie jechało się łatwiej. Walka do „upadłego” jednak opłaciła się, bo na końcówkę zmobilizowałem się i udało się ”pogrzebać” również kryzys. 😉 Kilka osób przegoniłem 😉 i zakończyłem rywalizację na 3 miejscu w kategorii i 15 open.
Spora część zawodników zrezygnowała z dalszej jazdy po pierwszym okrążeniu tym bardziej cieszy mnie, że nie chodziły mi „po głowie” takie rozwiązania.
Na koniec udało się więc pokazać z „dobrej strony” na kolejnym maratonie MTB ku chwale drużyny Baran Cycling Team!!! I nie mówię żegnaj, ale do zobaczenia!!! 😀