Krystian Kalinowski – „Jestem z tego pokolenia, które dostawało „górala” jako prezent komunijny”

Krystian Kalinowski ukończył już 69 wyścigów z cyklu Maratony Kresowe. Ta liczba uważana przez niektórych jako „niegrzeczna” zdaje się pasować dość dobrze do natury zawodnika. Zapamiętaliśmy go jak w Drohiczynie wypił całe wino musujące bez odrywania ust od butelki… 🙂
Zadebiutował 1 maja w 2013 roku w Wasilkowie. Wygrał wtedy Mini na dystansie 11 km. Następne starty, to już był Półmaraton. Najlepszym sezonem w dotychczasowych występach był rok 2018, kiedy to trzykrotnie stanął na podium w kategorii Open. W kategorii wiekowej niemal nie schodził z podium. Z osiągnięciami Krystiana możecie zapoznać się TUTAJ.
Jak się rozpoczęła Twoja pasja rowerowa?
Rowerem jeździłem od małego, zresztą jestem jeszcze z tego pokolenia, które dostawało „górala” jako prezent komunijny. Tak poważniej moja przygoda rowerowa rozpoczęła się jednak dopiero gdy kontuzja piszczela wyeliminowała mnie na pewien czas z dalszego uprawiania biegów dystansowych. Mój lekarz zalecił mi basen i jazdę rowerem w celu szybszego powrotu do formy, a że pływać nie lubiłem, to nie myśląc za długo pojechałem do pewnego popularnego dyskontu (w którym zresztą zdarzyło mi się w późniejszym czasie trochę pracować), i kupiłem rower który miał mi ułatwić powrót do biegania.
Jak to się stało, że wystartowałeś w Maratonach Kresowych? Jak wspominasz swój debiut?
Z racji że od zawsze do ruchu napędzała mnie rywalizacja, a starty biegowe nie wchodziły w grę, to po zobaczeniu ogłoszenia na którymś z portali internetowym o odbywającym się w Wasilkowie wyścigu rowerowym, stwierdziłem że spróbuję swoich sił. Żeby nie rzucać się na „głęboką wodę” wybrałem najkrótszy możliwy dystans…no i przez przypadek tak wyszło że „ograłem” dzieci na mini 😀 Co ciekawe wśród „pokonanych” był choćby Piotrek Kryński, więc biorąc pod uwagę na jakim poziomie teraz jeździ można powiedzieć, że nie z byle kim się wtedy mierzyłem 😀
Czy któryś start w MK miał dla Ciebie szczególne znaczenie?
MK Białystok 2018. Pierwszy start w sezonie (a te mi wcześniej nigdy nie wychodziły) i pierwsze podium open w historii moich startów na dystansie półmaratonu. Bardzo cieszył mnie fakt, że akurat miało to miejsce nad Zalewem Dojlidzkim, gdzie na poważnie zaczęła się też moja przygoda z biegami masowymi. Start ten też dodał mi dużo pewności siebie i pozytywnej energii na dalszą część sezonu oraz upewnił w przeświadczeniu, że to akurat może być mój rok, i to nie tylko w kwestiach kolarskich. Miłym akcentem było też to, że przez sporą część trasy wspieraliśmy się wspólnie z kolegą drużyny AGR Podlasie Pawłem i razem przekroczyliśmy metę w zgodzie z hasłem „Pasja, rywalizacja, przyjaźń”.
Najbardziej niezwykłe zdarzenie z MK?
MK Supraśl 2014. Około 20 kilometra zerwałem hak przerzutki i mimo że byłem „wczorajszy”, uparłem się że ukończę ten wyścig. Efekt był taki że przez 5 kilometrów biegłem z rowerem, przez kolejne 2 byłem holowany przez Tomka Parfieniuka, który był na „bombie”, a mimo to dawał radę pedałować jeszcze ze mną trzymającym się kurczowo jego koszulki. W międzyczasie o mało nie zostaliśmy stratowani przez stado jeleni, a na końcu pożyczyłem rower od jakiegoś młodziaka, nożyk od grzybiarzy i z chipem w kieszeni, na nie swoim rowerze dojechałem do mety. Generalnie to zdarzeń z kombinowaniem ze sprzętem było więcej więc. Kilka razy zdarzyło mi się jeździć na pożyczonych rowerach, a raz nawet na pożyczonym kole od mniejszego roweru i z mniejszą kasetą. Do „niezwykłych zdarzeń” można też zaliczyć to, co się działo z moim udziałem po wyścigach (a czasami nawet przed). ale to już inna bajka… 😀 😀
Czy masz ulubione trasy MK?
MK Supraśl i MK Siennica Różana ze względu na selektywność tras.
Jak znajdujesz czas na treningi, jak często trenujesz?
Z czasem i z treningami to różnie bywa. Akurat teraz będąc na drugim roku nauki w Szkole Aspirantów Państwowej Straży Pożarnej mam sporo czasu na to, więc trenuje nawet po 6/7 dni w tygodniu. Kiedyś raczej trenowałem o wiele mniej, a stawiałem bardziej na specyficzne i dostosowane idealnie do mnie „treningi uzupełniająco-wzmacniające”, ale że czasy się zmieniły to i więcej czasu spędzam na realizacji tradycyjnych metod 😀
Jak się motywujesz do startów?
Mam swój „rytuał startowy”, dodatkowo dobrze na mnie wpływa muzyka. Znacząco motywuje mnie też sama rywalizacja, jestem typem który nie lubi odpuszczać. Poza tym w takiej fantastycznej drużynie jak AGR Podlasie ciężko jest nie być zmotywowanym 😀
Czy przestrzegasz diety?
Z tym to jest bardzo ciężko… Kiedyś postanowiłem, że skorzystam z bonu na dietetykę, ale jak zobaczyłem, że w ułożonym planie nie ma wkalkulowanego choćby „złocistego trunku”, o „Duchu Puszczy” nie wspominając, to sobie odpuściłem 😀
Na jakim rowerze startujesz i jak dbasz o sprzęt?
Scott Aspect 710. Z tym dbaniem o sprzęt to jest u mnie słabo delikatnie rzecz ujmując, ale staram się nad tym pracować. Mój rower to istny „czołg” i trochę tak go traktuję.
Czy masz czas na jakieś inne hobby oprócz kolarstwa?
Biegi długodystansowe, muzyka, filmy i historia.
Jakie cele kolarskie wyznaczyłeś sobie na ten sezon?
Chcę wrócić na Podlasie co najmniej w takiej dyspozycji w jakiej byłem jeszcze pod koniec sierpnia 2018, a więc w momencie gdy rozpoczynałem swoją naukę w SA PSP tymczasowo przenosząc się też do Poznania. Po zrealizowanych dotychczas treningach rowerowych i startach biegowych wyglądało, że wszystko idzie w dobrym kierunku, ale te całe „zawieszenie koronawirusowe” generalnie mi nie sprzyja, więc zobaczymy jak z realizacją tego celu będzie.
Dlaczego warto wystartować w MK? 🙂
Przede wszystkim ze względu na atmosferę. Chociaż jak się z czasem przekonałem pozostałe aspekty (w tym te stricte organizacyjne) też przemawiają na korzyść Maratonów Kresowych. Co prawda kiedyś zdarzyło mi się być krytycznym w stosunku do MK, ale widać człowiek musi mieć porównanie żeby czasem „ugryźć się za język”, a start w pewnej „etapówce” sygnowanej przez głośne w świadku kolarskim nazwisko dobitnie taką perspektywę mi dał.