No to może i ja skrobnę coś od siebie

Maraton świetny, panowała fajna kolarska atmosfera. Był to mój drugi wyścig w życiu i muszę przyznać, że pod względem organizacji, poziom tutaj był znacznie wyższy niż na "Skandia Lang Team Marathon". Pierwsze co się rzuciło w oczy, to miła i prosta obsługa. Spodziewałem się niezłej krzątaniny przy rejestracji, a tu niespodzianka! Wystarczyło wpisać się na listę i wpłacić określoną kwotę. Bufet również działał bez zarzutu. Może ten banan to nie za dużo, ale całkowicie wystarczyło. No i coś, czego na SLTM nie było: darmowa woda i w miarę sycący posiłek! W poprzednim wyścigu na to nie mogłem liczyć. Dostałem jakąś sałatkę, a wodę musiałem sam sobie kupić (7zł za 0,5 litra!).
Wielkie dzięki, że udało wam się sprowadzić lokalne zespoły. Liczyłem co prawda na występ Prymaków, albo chociaż Czeremszyny, ale nie mogę narzekać.
Szczególne podziękowania dla grupy "Peleton". O mało co nie zakończyłem wyścigu jeszcze przed startem, przez przebitą dętkę. Dzięki za użyczenie mi dętki (trochę drogo, ale za głupotę trzeba płacić

) , narzędzi i za anielską cierpliwość (bo nie wiem jakbym ja zareagował, gdyby ktoś co chwilę do mnie przychodził pożyczyć to narzędzia, to pompkę

). Tak, to ja byłem tym długowłosym grubasem, bez stroju kolarskiego z ciężkim plecakiem na plecach...
No i świetnie poprowadzona trasa! Miałem nadzieję, że będzie ona prowadziła koło Jeziora Siemianówka, ale i tak się nie zawiodłem. Jest tylko jedno "ale"... W jednym miejscu trasa nie była wystarczająco dobrze oznaczona. Trzeba było skręcić w ledwie widoczną ścieżkę, podczas gdy większość pognała prosto. Ja musiałem trochę nadrabiać, ale mój przyjaciel (ten który miał wypadek na początku półmaratonu) pognał nią aż do następnego zakrętu, gdzie dopiero zrozumiał, że coś jest nie tak.
Na koniec chciałbym przeprosić pewną kolarkę w różowym stroju. Zachowałem się bardzo nie po gentlemańsku uciekając jej przy wjeździe do Narewki.